Nie jesteś zalogowany na forum.
NEWS | ŚWIAT
| KONTAKT
|
Strony: Poprzednia 1 2
Wątek zamknięty
"Eh... Ciężko będzie się z nimi dogadać pewnie..."
- Oks! - reaguję dość entuzjastycznie na polecenie.
Zrywam się by dogonić Karu i Narukę, żeby nie musieli na mnie czekać oczywiście. I tak nie czuję się tu mile widziany, więc po co dorzucać węgla do pieca.
Idąc tuż za dwójką Tazumich przyglądam im się uważnie. Niby chcę coś powiedzieć, jakoś zagadać, ale z drugiej strony trochę się cykam, nie do końca wiem co... Ale może jednak spytam o tą rzekę.
- Przepraszam, że przeszkadzam w utrzymaniu ciszy, ale... W skali od 1 do 10 - jak bardzo jest źle nad tą rzeką? W porównaniu do normalności? - odpowiedzą? Zlinczują mnie?
Offline
- Sam oceń - mruknął Karu, pokazując palcem teren przed sobą. Dotarliście do uskoku, który stanowił krawędź wielkiej doliny. Na jej dnie znajdowała się rzeka, która teraz przypominała raczej podłużne jezioro. Jej poziom podniósł się niemal trzykrotnie. Wokół znajdowały się zalane pola, które w tym roku nie nadadzą się już do uprawy.
Zauważyłeś również ludzi, którzy starali się budować tamy wokół pól, jednak woda co chwila niwelowała ich plany, podmywając stawiane belki i przewracają je.
Offline
"To jest... Yyy... Dużo wody!"
Staję na samej krawędzi uskoku. Robię wielkie oczy widząc powódź, zalane pola i nadaremno pracujących rolników. Rzucam okiem na lewo i na prawo nie wiedząc na czym się skoncentrować. Totalny... kataklizm. Czy nie? W sumie nie wiem, może nie jest tak źle? Uśmiecham się głupkowato i patrzę na dwójkę przewodników odpowiadając:
- Hehe... Nie wiem jak to wyglądało wcześniej, więc ciężko mi się odnieść z oceną. - niemądra uwaga to jedyne, co przyszło mi do głowy.
Drapię się po głowie wciąż podziwiając manifestację siły natury. Bo takiej rzeki jeszcze nie widziałem...
Offline
Mężczyźni rzucili Ci spojrzenie, które sugerowało, że mieli ochotę co najmniej utopić Cię w rwącym nurcie. Dla ludzi trudniących się rolnictwem i praktycznie z tego zawodu się utrzymujących, potop był wielką stratą. Ruszyliście w dół doliny, ostrożnie, bo zejście było dość strome.
Kiedy znaleźliście się w dole, zaczęliście iść w stronę budowniczych. Byliście jeszcze daleko od rzeka, jednak już tutaj woda sięgała kostek. Do tego żyzna gleba była tak grząska, że co chwila zapadaliście się niemal po kolana.
Offline
"Ale ambaras się tu narobił... Iść się nie da."
Idąc staram się ani razu nie przewrócić. Bardzo ostrożnie stawiam kroki i zapadając się jedną nogą po kolano ostrożnie dopomagam sobie rękoma. Zerkam na towarzyszy skory do pomocy.
- No dobrze... To na czym ma w końcu polegać moje zadanie? - pytam już nie mogąc wytrzymać w dalszej niewiedzy.
Offline
- Musisz pomóc nam poprzenosić belki. Są tam - krzyknął jeden z budowniczych, bo kiedy dotarłeś do nich, szum rzeki był już bardzo uciążliwy.
Mężczyzna wskazał Ci wielki, drewniany pomost, na którym znajdowały się grube pale. Wyglądały na ciężkie.
- Ruszaj, musisz im pomóc - powiedział, pokazując palcem na grupkę ludzi, która już przedzierała się przez mokradła, by dostać się do owego pomostu.
Offline
"Uf... belki? Te wielkie?"
Spodziewałem się czegoś innego... Ale cóż, spróbuję. Nie wiem ile będę pomocny przy tych balach, mam tylko 12 lat, a towar nie wygląda na łatwy do transportu ręcznego...
Bez dłuższego postoju ruszam w kierunku grupki ludzi, którzy zmagają się z nurtem i palami. Przedzieram się przez rzekę w miarę sprawnie, ale martwi mnie, że mama będzie zła, że się tak wymazałem i jeszcze będzie krzyczeć, że się przeziębię... O ile w ogóle będzie w domu... Ale trudno. Mama to mama.
Docieram do grupki tragarzy.
- Dzień dobry! Jestem Michi! Chciałem tu Panom pomóc z palami z pomostów! Mogę prosić o jakieś instrukcję co trzeba zrobić?
Offline
Ludzie spojrzeli na Ciebie, po czym skinęli głowami.
- Po prostu noś - powiedział jeden z nich. Po chwili trzech ustawiło się w rzędzie, podając sobie belkę górą. Trzymali ją nad głową, zostawiając Ci trochę miejsca i dając do zrozumienia, żebyś złapał za koniec.
- Uważaj, to nie jest lekkie - dodał drugi.
Offline
"Noś? Chyba tyle jestem w stanie... pomóc."
Staję za grupką tragarzy i chętny w końcu cokolwiek zrobić odpowiadam energicznie na ostrzeżenie.
- Tak! Domyślam się.
Biorąc sobie do serca to, co powiedział jeden z nich zapieram się silnie nogami, by belka mnie nie przygniotła i dwiema dłoniami chwytam za belkę. Dodatkowo trzymam ją nad głową, by dopomóc sobie w niesieniu i lekkim odciążeniu samych rąk.
Przy okazji zastanawiam się, o co chodziło Pierwszemu Tazumiemu z tym całym "potrzebujemy kogoś, kto potrafi używać chakry"...
Offline
Michi, z trudem, dotaszczył belkę do wskazanego miejsca. Od razu usłyszał głos za sobą.
- Teraz trudniejsza część. Trzeba to wbić w ziemię.
Wydawało się to prawie niemożliwe, jednak mężczyźni zaczęli przesuwać belkę górą, tak, że jej ciężar przenosił się coraz bardziej na Twoje ramiona. Chyba chodziło im o siłę shinobi, jakiej nie posiadają zwykli ludzie. Szło Wam bowiem dobrze. Michi koncentrował chakrę w taki sposób, by dobrze balansować i nie zapadać się głębiej w bagnie. Po chwili udało się Wam wbić jedną z belek. Pozostało jeszcze z milion.
Offline
"Puf... Nie wiedziałem, że się da, ale jest cięższa niż przypuszczał! Kurdebela..."
Dysząc po wbiciu jednego pala pochylam się i opieram dłońmi o kolona.
- No... Puf... Nie było tak źle, hehs... Jeszcze tylko... - zerkam na pozostałe belki i załamuję się - ... Cała reszta...
Robię wielkie oczy i zerkam po twarzach tragarzy... Zajmie nam to trochę czasu. Z kilka dni najbiedniej.
- Cóż, powinienem powiedzieć mamie, że nie będzie mnie prze tydzień...
Ale nie ma co tracić czasu? Jeszcze mam trochę energii - ruszajmy z kolejną!
Offline
Michi pracował więc w najlepsze, nie obijając się ani trochę. Przenosił kolejne pale, wbijając je raz po raz. Praca trwała w najlepsze, przez dobre kilka godzin. Ostatecznie udało Wam się wybudować szczelną tamę, która odcięła wodę rozlewającą się na pola. Klan podziękował Ci za pomoc, po czym odesłał z kwitkiem.
Nie pozostało Ci nic innego jak wrócić do wioski i złożyć stosowny raport.
Offline
"Hoo... nareszcie. Jutro nie będę mógł się ruszyć..."
Zadowolony z powodzenia w pomocy, ale jednocześnie strasznie wycieńczony kłaniam się w odpowiedzi na podziękowania i mówię cicho.
- Nie ma za co, naprawdę. Polecam się na przyszłość.
Odchodzę wnet skąd przyszedłem z 10-ciorgiem Tazumich. Nie mając siły podnieść rąk bezwładnie chowam je do kieszeni i odchodzę, powoli... Już nie niecierpliwie. Z jednej strony chciałbym być już w domu, ale z drugiej... Gdzie mi się spieszy? Las taki ładny... Pogoda taka ładna... Ręce takie bolące... Kiedyś dotrę do tej wioski, ale czy musi to być zaraz?...
Offline
Offline
Strony: Poprzednia 1 2
Wątek zamknięty